Platforma LinkedIn, uruchomiona w 2003 roku, od samego początku miała na celu budowanie relacji biznesowych i umożliwienie nawiązywania cennych kontaktów zawodowych. Z czasem wzbogaciła się o funkcje, takie jak pisanie i publikowanie postów, które mogą być komentowane i oceniane przez innych użytkowników. Brzmi jak świetne narzędzie do dzielenia się wiedzą i budowania marki osobistej, prawda? Ale czy zastanawiałeś się, kto lub co stoi za coraz bardziej dopracowanymi treściami, które widzisz w swoim feedzie? Może to już nie tylko ludzie?
Chat GPT jako sprawca całego zamieszania
Chat GPT to zaawansowane narzędzie oparte na sztucznej inteligencji, które wspiera użytkowników w różnorodnych zadaniach, stając się nieocenionym wsparciem w wielu obszarach pracy i życia codziennego. Choć jego możliwości są imponujące, wciąż nie zastępuje w pełni ludzkiej kreatywności ani wrażliwości. Jednak w dobie wszechobecnych treści online coraz trudniej odróżnić, które z nich zostały stworzone przez człowieka, a które powstały dzięki AI. Czy zastanawiałeś się, jak często to, co czytasz, jest efektem działania inteligentnego algorytmu?
Mając ku temu okazję odpowiem na to pytanie z własnego doświadczenia. Świadomość potencjalnych zagrożeń związanych z AI towarzyszy mi już od dłuższego czasu, ale ostatnio zaczęłam zwracać coraz większą uwagę na to, czy treści, które jako marketingowiec pochłaniam z wielką namiętnością, rzeczywiście wyszły spod palców koleżanki lub kolegi zza drugiego ekranu, czy może zostały wygenerowane przez sztuczną inteligencję. Mając świadomość tych zagrożeń, uważnie analizuję każdą publikację – szczególnie na LinkedIn – okiem osoby dobrze zaznajomionej z działaniem Chat GPT.
Zauważyłam, że wiele postów jest pozbawionych wyrazu, pełnych powtarzalnych schematów. Paradoksalnie, drobna literówka, kiedyś uważana za zmorę, dziś daje mi choć odrobinę pewności, że czytam prawdziwe myśli człowieka, a nie generowaną przez maszynę treść.
Wzrost liczby postów wygenerowanych z pomocą Chatu GPT na LinkedIn – badanie Originality.ai
Narzędzie Originality.ai specjalizuje się w wykrywaniu treści generowanych przez sztuczną inteligencję. Wystarczy wpisać jego nazwę w przeglądarkę, aby odnaleźć oficjalną stronę, na której dostępne są również wpisy blogowe autorstwa różnych ekspertów. Korzystając z funkcji narzędzia, analizują oni różne zagadnienia, wyciągają wnioski oraz dzielą się praktycznymi poradami.
Chciałabym przedstawić spostrzeżenia z jednego z takich wpisów, który został opublikowany 16 grudnia tego roku na portalu przez Jonathana Gillhama, właściciela platformy. W swoim badaniu, które zostało szczegółowo opisane w artykule, autor odkrył, że od momentu wprowadzenia ChatGPT pod koniec 2022 roku nastąpił znaczący wzrost liczby treści generowanych przez AI na LinkedIn. Poniżej umieszczam kluczowe wnioski:
- Od stycznia do lutego 2023 roku liczba postów generowanych przez AI na LinkedIn wzrosła o 189%. Od tego czasu poziom ten ustabilizował się, co pokazuje, że wiele osób ciągle korzysta z pomocy swojego zaprzyjaźnionego robota.
- W październiku 2024 roku około 54% postów dłuższych niż 100 słów na LinkedIn prawdopodobnie pochodziło od AI.
- Po wprowadzeniu ChatGPT średnia długość postów na LinkedIn wzrosła o 107%, co sugeruje wpływ AI na tworzenie treści o rozbudowanej formie.
Czy ma to negatywny wpływ na odbiór innych użytkowników? Okazuje się, że tak. Treści generowane przy pomocy AI nie cieszą się dobrą sławą, a interakcji jest o 45% mniej porównując je z treściami tworzonymi przez ludzi.
Jednak coraz częściej widzimy oznakowane treści na różnych portalach internetowych że są generowane przez AI co pozwala nam je od siebie odróżnić. LinkedIn nie posiada jeszcze takiej opcji, a co za tym idzie nie monitoruje tego, lecz posiada mechanizmy odpowiedzialne za identyfikację treści o niskiej jakości lub tych zduplikowanych. Dzięki temu system podejmuje działania, które zapobiegają rozrostowi takim przypadków.
Co dalej? Czy jesteśmy na przegranej pozycji ze sztuczną inteligencją?
Warto pamiętać, że to my stworzyliśmy AI i to my mamy nad nią kontrolę, co daje nam możliwość kształtowania jej roli w przyszłości.
Kończąc ten wpis, chciałabym podkreślić, że choć dotyczy on LinkedIn, temat ten ma zastosowanie do każdej platformy społecznościowej i nie tylko.
Czy legenda o “martwym internecie” zaczyna się urzeczywistniać na naszych oczach? Będę na bieżąco informować o tym, jak rozwija się ta sytuacja.
Patrycja Kolendo